W pogoni za prawdziwym sobą, czyli o bohaterach „Młodości” Paolo Sorrentino
Najkrótszym
opisem filmu Młodość mogłoby
być to, że jest to film o, tytułowej właśnie, młodości, z
punktu widzenia osób w podeszłym wieku. Jednak tematów
podejmowanych w filmie Paolo Sorrentino jest więcej. To nie tylko
narzekania osiemdziesięciolatków na problemy ciała i umysłu.
Chociaż... pomimo widoku pomarszczonych ciał, polskiemu widzowi
trudno raczej uwierzyć, że problemy staruszków ulokowanych w
luksusowym kurorcie są tymi samymi, które męczą rodzimych
emerytów. Problemy natury filozoficznej i egzystencjalnej schodzą
na dalszy plan, jeśli ktoś nie może sobie pozwolić nawet na
podstawowe leki...
Jednak mimo to, dla
mnie ten obraz najbardziej przemówił jako film o wyrażaniu siebie.
O pułapkach zaszufladkowania się we własną tożsamość i o
pogoni za kształtowaniem własnego wizerunku; o rozdźwięku między
tym, jak postrzegają nas inni, a tym, jak chcielibyśmy być
postrzegani. O potrzebie kreowania siebie i bycia docenianym.
W filmie zderzają
się dwa pokolenia: przebrzmiali, emerytowani artyści i młodzi na
początku swej kariery.
Problem najlepiej
przedstawia poniższy dialog, toczony pomiędzy Jimmym, młodym
aktorem (w tej roli Paul Dano), a Fredem, starym kompozytorem
(Michael Caine):
- Zrozumiałem dziś, że dzielimy ten sam problem.
- Doprawdy?
- Przez całe życie byliśmy źle zrozumiani, ponieważ pozwalaliśmy sobie na niewielką dozę beztroski.
- To nieodparta pokusa.
- Pracowałem z wielkimi reżyserami z Europy i Ameryki, ale zostanę zapamiętany jako odtwórca Pana Q. Pieprzony robot. Musiałem nosić zbroję o wadze 90 kilogramów. Nie było w niej widać twarzy, ale co pięć minut słyszę, że byłem Panem Q. Podobna sytuacja jest z pańskimi Prostymi pieśniami. Zapominają, że napisał pan także Czarny Pryzmat, Życie Hadrian i inne utwory.
- Ponieważ beztroska jest także perwersją.
Cisza.
(…)
- Dla mnie już na to za późno.
- Dla mnie nie.
Jimmy'ego i Freda
dzieli wiele pokoleń, ale łączy to samo środowisko artystyczne.
Dla obydwu sztuka pełniła i pełni istotne miejsce w życiu. O ile
jednak Fred nie czuje, by mógł coś jeszcze osiągnąć i chce po
prostu spokojnej emerytury, o tyle Jimmy chce nadal walczyć o swoje
miejsce na scenie artystycznej.
Jimmy
wierzy, że jest w stanie zmienić postrzeganie siebie jako odtwórcy
roli robota, Pana Q. Podejmuje się zagrania Adolfa Hitlera. Bierze
rolę trudną, złożoną, ale i znaczącą. Z kolei Fred, choć
męczy go fakt, że wszyscy znają go wyłącznie z Prostych
Pieśni
i początkowo nie chce ich wykonywać, nawet na prośbę brytyjskiej
królowej, to i tak ostatecznie przełamuje się. Ignoruje własne
postanowienie, że utwór może wykonywać wyłącznie jego własna
żona i ponownie gra swój najsłynniejszy utwór, choć napisał
wiele lepszych. Przegrywa walkę o manifest swojej osobowości. Daje
się zaszufladkować. Fred
Ballinger – autor Prostych
Pieśni.
Tymczasem
Jimmy ma wciąż czas i siłę, by manifestować swoją osobowość i
dawać upust swoim namiętnościom.
Osobną
rolę odgrywa tu córka Freda, Lena (Rachel Weisz). Kobieta prowadzi
uporządkowane życie, które jednak zawala się w momencie, kiedy
dowiaduje się o tym, że jej mąż decyduje się porzucić ją dla
innej kobiety. Powód? Mężczyzna twierdzi, że tamta jest lepsza w
łóżku. Reaguje załamaniem i jak to zwykle w takich momentach
bywa, powracają do niej wspomnienia z trudnej przeszłości i
kieruje swoje żale do ojca, który pomimo swojej obecności, był
ciągle zajęty swoją muzyką oraz romansami. Kobieta próbuje
odzyskać utraconą pewność siebie, szybko wdając się w romans z
podrywającym ją himalaistą. W końcu przecież jest wyborną
kochanką i zdanie jej byłego męża nic w tej kwestii nie zmieni.
Ostatnią
grupą są tu młodzi scenarzyści, którzy pracują nad filmem
mającym być zwieńczeniem życia Micka Boyle'a (Harvey Keitel).
Stojące przed nimi zadanie niesie podwójną trudność: z jednej
strony właściwie dopiero niedawno rozpoczęli swoje dorosłe życie,
a moją pisać o kimś, kto je już kończy. Z drugiej muszą
stworzyć filmowy testament; coś, co ma być zarazem dobre i celne.
I zadowoli Boyle'a. Ostatecznie na przeszkodzie w realizacji filmu
staje proza życia: główna aktorka rezygnuje z roli. Dla Micka z
kolei niemożliwość realizacji projektu jest impulsem do
zakończenia własnego. „Emocje są wszystkim, co mamy” -
stwierdza, a następnie skacze z balkonu.
„Chcę
mówić o pożądaniach. Czystych, niemożliwych, niemoralnych. One czynią nas żywymi”.
Myślę,
że powyższy cytat jest najlepszym podsumowaniem filmu i że właśnie
owo pożądanie, pociąg do odkrywania rzeczy nowych, ekscytujących
i prawdziwych, odróżnia ludzi starszych od młodszego pokolenia.
Ludzie starsi patrzą już tylko wstecz, pogrążając się we
wspomnieniach. Młodzi patrzą przed siebie, wierząc, że wszystko
jest przed nimi. Stąd oczywiście wynika też teza, że młodość i
starość to przede wszystkim stan umysłu.
Młodość
nie jest przykładem wybitnego kina, a niektóre kwestie
wypowiadane przez aktorów można uznać za równie pretensjonalne,
co banalne frazy rodem z książek Paulo Coelho. Jednak dobór
gwiazdorskiej obsady i sposób wyrażania emocji przez aktorów
sprawiły, że film zmusza do myślenia i nieprzyjemnie uwiera –
nawet pomimo ulokowania akcji w sielankowej, alpejskiej scenerii.
Dodatkowo muzyka wykorzystana w filmie mocno zapada w pamięć.
Ciągle wracam do finałowej piosenki.
0 komentarze:
Prześlij komentarz