Wielkie rozhipnotyzowanie, czyli zawód po spotkaniu z hipnoterapeutą
Zawsze
byłam dość otwarta na dziwne zjawiska, choć oczywiście moja
otwartość jest podszyta dozą sceptycyzmu. Po spotkaniu z
hipnoterapeutą spodziewałam się jednak, że wątpliwości zostaną
raczej rozwiane, a nie podsycone.
Kilka
dni temu brałam udział w wykładzie doktora Zdzisława Sybilskiego. Nie miałam jakiegoś szczególnego nastawienia. Chciałam
po prostu posłuchać czegoś na temat hipnozy od kogoś, kto to
praktykuje. Mój apetyt podsycał fakt, że w czasie spotkania miała
być zaprezentowana prawdziwa sesja hipnotyczna.
W trakcie spotkania zaproszony gość opowiadał o tym, czym hipnoza jest, a czym nie jest, chętnie odpowiadał na pytania słuchaczy. Gwoździem do trumny okazała się jednak sama demonstracja. Sybilski zaprezentował ją na kobiecie, która zwykle asystuje mu przy takich spotkaniach, pani Agnieszce. Zapytany dlaczego nie wziął po prostu kogoś z publiczności, odparł, że nie pozwala mu na to etyka. Poza tym nie każdy jest w stanie wchodzić w stan głębokiej hipnozy, jak pani Agnieszka. Tłumaczył też, że jako że hipnotyzował swoją towarzyszkę wielokrotnie, ta bardzo szybko wchodzi w stan hipnozy, podczas gdy losową osobę musiałby hipnotyzować znacznie dłużej, a nie wiadomo, czy ta osoba osiągnęłaby stan głębokiej hipnozy (jedynie niewielką część ludzi nie da się zahipnotyzować w ogóle, resztę da się, ale nie każdego w takim samym stopniu przy pierwszych próbach).
Psycholog
zahipnotyzował panią Agnieszkę, poddając jej werbalnie sugestię,
że robi się coraz bardziej odprężona. Zaznaczył, że będzie
słyszeć tylko jego głos i to tylko wtedy, kiedy będzie się
zwracał bezpośrednio do niej. Kiedy asystentka była już uśpiona,
zwrócił się do zebranych, czy są jakieś pytania i czy mamy
jakieś pomysły odnośnie sugestii posthipnotycznych, które zostaną
zasugerowane pani Agnieszce. Wspólnie, w obecności „uśpionej”
kobiety, na głos, zostało ustalone, że kiedy ta się przebudzi,
przejdzie obok niej dziewczyna, w charakterystycznym swetrze z kotem,
a kiedy Sybilski złapie się za ucho, kobieta skomplementuje jej
ubiór i obejmie ją. Druga sugestia miała polegać na tym, że
przez pięć minut po „przebudzeniu”, zahipnotyzowana będzie
odczuwać drętwienie w prawej ręce. Sybilski zwrócił się więc
bezpośrednio do pani Agnieszki i przekazał to, co ustaliliśmy, a
następnie ją wybudził.
I
właśnie tutaj „pokaz” stracił wiarygodność. Hipnoterapeuta
przyprowadza znajomą, w jej obecności ustala co się stanie, kiedy
się przebudzi, raz jeszcze zwraca się bezpośrednio do niej,
kobieta się przebudza i... WOOOOW! Faktycznie robi to, co zostało
jej zasugerowane.
Kiedy
pani Agnieszka się przebudziła, od razu padło pytanie o jej rękę.
Stwierdziła, że faktycznie coś dziwnego się dzieje, bo nie może
nią poruszyć. Chwilę później przeszła obok niej dziewczyna w
charakterystycznym swetrze. Sybilski złapał się za ucho, pani
Agnieszka wypaliła: „Ma pani ładny sweterek”. Dziewczyna
przeszła obok niej raz jeszcze, ale nie było żadnej reakcji.
- Agnieszko,
czy nie miałabyś teraz na coś szczególnej ochoty? - zapytał Sybilski.
- Właściwie
to tak, ale ta ręka... To by głupio wyglądało...
Kolega
namawiał ją jeszcze przez chwilę, ale w końcu objęła
dziewczynę.
Hipnoza
medyczna to nie pokaz cyrkowy, ale w tym przypadku miało być show.
I było to show nieudane. Nie wiem, czy ktokolwiek z zebranych na
sali znalazł w tej demonstracji potwierdzenie rzeczy, o których
mówił wcześniej zaproszony gość. Sceptycyzm wisiał w powietrzu.
Ja też nie byłam przekonana.
Nie
chcę kierować tutaj zarzutów w stronę doktora Sybilskiego jako
specjalisty. Nie wątpię, że w swoim gabinecie naprawdę pomaga
ludziom. Chlubi się też tym, że dzięki swojej interwencji, Paweł Wojciechowski zdobył srebrny medal na mistrzostwach Europy w Zurychu. Nie kwestionuję tego wszystkiego, co dzieje się za
zamkniętymi drzwiami, bo skoro przynosi zamierzone rezultaty, to
metoda jest mniej istotna. Jednak to co widziałam, nie wyglądało
dla mnie wiarygodnie.
Pani
Agnieszka również zajmuje się m.in. hipnozą, więc zaproponowała,
że tym razem to ona zahipnotyzuje chętnych. Zgłosiło się kilka
osób, w tym ja i towarzysząca mi przyjaciółka. Kobieta
wprowadziła nas w stan odprężenia, poleciła, żebyśmy wyobrazili
sobie, że jesteśmy na plaży, a następnie nas „wybudziła”
(oczywiście opisuję to wszystko w dużym skrócie, bo trwało to
pewnie około 15 minut). Na mnie nie zrobiło to większego wrażenia
niż parominutowa próba drzemki. Cały czas słyszałam szum
dobiegający z sali, głos hipnotyzującej, przeszkadzała mi
sztywność w karku i faktycznie, za pomocą wyobraźni, usiłowałam
znaleźć się na plaży. I właściwie tyle. Z kolei na moją
przyjaciółkę oszołomiło to, że pod wpływem sugestii, że nie
może otworzyć oczu, faktycznie nie była w stanie, pomimo usiłowań.
Podsumowując:
to była całkiem interesujący sposób na spędzenie czwartkowego
wieczoru, dowiedziałam się kilku ciekawostek, prosto od osoby
praktykującej hipnozę. Jednak jej demonstracja i doświadczenie na
sobie przyniosły zawód. Nie znaczy to, że zupełnie tracę wiarę
w tą metodę, jednak mój sceptycyzm przybrał na sile.
0 komentarze:
Prześlij komentarz