Nauki humanistyczne - przyjemne, ale czy pożyteczne?
Przy
podejmowaniu decyzji o swojej dalszej przyszłości, młodzi ludzie
biorą często pod uwagę przede wszystkim to, aby dalsza droga ich
edukacji zapewniła im pewną i dobrze płatną pracę. Powszechnie
uważa się, że to politechnika zapewnia większą szansę
obiecującej kariery zawodowej. A mimo to, na uniwersytetach również
nie brakuje studentów. Obok tak prestiżowych bądź praktycznych
kierunków jak prawo, ekonomia, administracja czy pedagogika, również
filozofia, historia czy filologie są oblegane. Na listę bardziej
„egzotycznych” kierunków można by wpisać religioznawstwo,
etnologię czy kulturoznawstwo.
Studenci
kulturoznawstwa i pokrewnych kierunków często są pytani ze
zdziwieniem przez znajomych dlaczego wybrali właśnie taki kierunek,
zazwyczaj pada też sakramentalne „Co ty po tym będziesz miał?”.
Sami studenci z ironią śmieją się, że kariera w popularnych
sieciach fast food już na nich czeka.
Jednak
dla większości studiujących kierunki takie jak kulturoznawstwo,
wybór nie jest wcale podyktowany względami praktycznymi, a przede
wszystkim chęcią rozwijania swoich własnych, po części niszowych, zainteresowań.
Jest
jednak pewna różnica pomiędzy chęcią zapoznawania się z
mitologiami innymi niż te najpopularniejsze – Greków i Rzymian, a
szczegółowym badaniem wizerunku Odyna we wszelkich możliwych
podaniach i źródłach naukowych oraz popkulturze. Jest różnica
pomiędzy opanowywaniem arkanów rodzimej gramatyki opisowej, a
zgłębianiem prac typu Zarys
morfonologii współczesnej polszczyzny,
czy Chrematonimy
w
funkcji kulturowo-użytkowej,
czytaniem
literatury klasycznej, a czytaniem opracowań typu
Zenon
Przesmycki i Stanisław Przybyszewski jako twórcy modernistycznej
prasy literacko-artystycznej w Polsce (w kontekstach zagranicznych)
czy
Autokreacja
pisarska i filozoficzna ocena rzeczywistości w świetle intymistyki
Jerzego Andrzejewskiego.
Nie
wspominając o tak absurdalnym projekcie jak
norwesko-macedońsko-portugalski
projekt badania recepcji Hamleta w Zairze1.
Przykłady tego typu można by mnożyć w nieskończoność, ale dążę
do konkluzji, że wąskie specjalizacje podlegają jeszcze węższym
specjalizacjom. Pozostaje pytanie: po co? Czy zagadnienie, które
stanowi przedmiot badań i które jest interesujące dla kilku
wyspecjalizowanych naukowców, może przynieść jakiś pożytek dla
ogółu?
Sądzę,
że nie wszyscy naukowcy muszą prowadzić badania absolutnie
pożyteczne dla całej ludzkości – naukowiec nie musi być
człowiekiem, który poszukuje skutecznego lekarstwa na raka, bada
czy na Marsie jest woda, albo stara się zlikwidować problem wojen
na świecie. Bądź też z wizji bardziej fantastycznych – jak
stworzyć latające samochody i ludzkie androidy, które będą
robiły za nas porządki w domu.
Naukowcy
mogą się zajmować sprawami, które są bliżej nas, takimi jak, w
psychologii, relacje międzyludzkie, dokumentować historię różnych
zjawisk, spisując na przykład historię filmu, czy też zaspokajać
naszą ciekawość dotyczącą egzotycznych zjawisk, badając kulturę
ludów pierwotnych, czy badać odległą przeszłość, rekonstruować
ją na podstawie znalezisk.
Pytanie:
po co? Z pewnością wymienione przeze mnie przykłady przedmiotów
nauk humanistycznych są interesujące, ale czy pożyteczne? Czy
wiedza na temat atrybutów greckich bogów przyda mi się w
codziennym życiu do czegoś innego niż do rozwiązania krzyżówki?
Nim
przejdę do szczegółowej odpowiedzi na te pytania, warto się
zastanowić co nam w ogóle dają humaniści. Można poprzeć się
argumentem, że nauki humanistyczne prowokują nas do myślenia.
Humaniści są potrzebni, co zauważył kraj tak rozwinięty
gospodarczo i technologicznie jak USA.
Państwo potrzebuje specjalistów do spraw bezpieczeństwa i dyplomatów, którzy rozumieć będą kulturowe odmienności, z czym często problemy mieli nie tylko szeregowi żołnierze podczas zagranicznych misji2.
Współczesna gospodarka wymaga elastyczności, ale i dociekliwości, spostrzegawczości, umiejętności analizy i wiązania faktów. A aż trzy czwarte amerykańskich pracodawców chce, aby szkoły położyły większy nacisk na umiejętność krytycznego myślenia, rozwiązywania konkretnych problemów, ale też zdolności komunikacyjne. Te rozwijane są właśnie na studiach humanistycznych. Wreszcie budowa społeczeństwa obywatelskiego wymaga znajomości historii i szerszej wiedzy, której nie posiada absolwent typowego amerykańskiego college'u. Studia humanistyczne mogą też pomóc w asymilacji imigrantów, którzy choć mogą być świetnymi informatykami, to nie znając amerykańskiej kultury, są przy tym miernymi obywatelami3.
Marcin
Król, historyk idei, zaznacza:
Rzecz jednak w tym, że nie potrzebujemy humanistów, ale dobrych humanistów4.
Podsumowując:
humaniści są potrzebni. Posiadają, przynajmniej w założeniu,
uniwersalne zdolności, takie jak kreatywne myślenie, są znawcami
kultury, potrafią się poprawnie wysławiać. Mają szersze
horyzonty myślowe niż absolwenci kierunków ścisłych.
Potrzebujemy
humanistów, ale czy potrzebujemy również ich badań? Podkreślę:
wiadomości ogólne oraz uniwersalne zdolności są cenne, pytanie
tylko co społecznie można zyskać przez zagłębianie się w bardzo
wąskie dziedziny wiedzy. Odwołam się do najbardziej
newralgicznego, ale zarazem najbanalniejszego argumentu przeciw: na
takie badanie przeznaczane są pieniądze podatników. Czy są one
dobrze wykorzystywane?
Nie
ma nic złego w tym, że ktoś rozwija swoje zainteresowania, choćby
nawet najbardziej niszowe. Jest to nawet jak najbardziej pozytywna
cecha. Z sympatią, ale równocześnie z politowaniem patrzy się na
osoby, które zajmują się rekonstrukcją historyczną. Co bardziej
radykalni pilnują tego, żeby nawet ich drobne elementy garderoby,
takie jak skarpety, były historyczne, z materiału tkanego w
historyczny sposób.
Teoretycznie
nie ma też nic złego w tym, by osoby starające się o naukowy
awans zajmowały się dziedzinami, które ich interesują.
Jak pisze Wojciech Cejrowski w książce Rio
Anaconda:
Sam widziałem pracę doktorską pod tytułem Rola majtek w ewangelizacji ludów Amazonii. Nie żartuję5.
Okazuje
się więc, że nawet bardzo bardzo niszowe, wręcz absurdalne tematy
mogą stać się przedmiotem poważnej nauki. Być może jeśli
znajdziemy się kiedyś przypadkiem wśród ludów Amazonii, to
majtki pomogą nam rozwiązać jakiś problem.
Powyższy
przykład, choć żartobliwy, obrazuje zastosowanie dla niszowych
dziedzin. Co jednak z tymi, które takiego nie mają? Albo wręcz
sprowadzają się do komentowania rzeczy już istniejących? Myślenia
o myśleniu? Filozofowania o filozofowaniu?
Warto
spojrzeć na naukowca jak na fana danej dziedziny.Fani,
na przykład konkretnego serialu, gromadzą się głównie w
internecie, prowadząc strony, blogi, dyskutując na forach. Potrafią
pisać charakterystyki serialowych bohaterów, streszczenia
wszystkich odcinków, w przypadku seriali fantastycznych – tworzyć
opisy uniwersów i prześwietlać je na tle nauki. Na forach toczą
się żywiołowe dyskusje dotyczące poszczególnych odcinków,
spekulacje co wydarzy się w następnych. Fani gromadzą informacje
na temat odtwórców głównych ról i innych twórców. Czasem
porywają się na pisanie swoich własnych, alternatywnych losów
bohaterów – tak zwanych fan fiction. Często też gromadzą się
na zlotach i konwentach, po to, aby móc dzielić się swoją pasją
z innymi osobami o tych samych zainteresowaniach, by móc
uczestniczyć we wspólnej radości na tle ukochanego dzieła.
Podobnie
jest z naukowcami. Bo czy badacz Lalki
Bolesława
Prusa, czy Nad Niemnem nie
zachowuje się podobnie jak fan? Pod osłoną naukowości i za pomocą
specjalistycznego języka analizuje wszelkie możliwe aspekty danego
dzieła. Nie jest jedynie jego biernym odbiorcą. Wychodząc od
określenia czynników tak ogólnych jak czas i miejsce akcji,
charakterystykę i rolę głównych bohaterów, realia historyczne
przedstawione w powieści, badając dzieło na tle epoki
historyczno-literackiej, związki przedstawionych wydarzeń z
autentycznymi wydarzeniami z życia twórcy, po rzeczy bardziej
szczegółowe, takie jak analiza poszczególnych motywów i symboli,
po rzeczy bardzo drobiazgowe, takie jak opis wszystkich wymienionych
roślin znajdujących się w Nad
Niemnem czy
dociekanie czy podróż Wokulskiego dorożką mogła faktycznie trwać
tyle, ile zostało to odnotowane w powieści. Brzmi czasem
absurdalnie, ale faktycznie również takimi sprawami zajmuje się
elita intelektualna naszego kraju.
Można
też zarzucić, że analizują ciągle materiał, który był już
analizowany wielokrotnie na wszystkie możliwe sposoby. Pamiętam jak
jako studentka pierwszego roku filologii polskiej w ramach pracy
zaliczeniowej z literatury polskiej musiałam napisać pracę na
temat Pieśni Jana
Kochanowskiego. Zadanie być może nie było nieskomplikowane, ale
wymaga się, aby taka praca była niebanalna i w pewnym stopniu
odkrywcza. Tylko co tak właściwie można napisać nowego na temat
pierwszego najlepszego polskiego poety, o którym najtęższe głowy
piszą już od ponad czterystu lat?
I naukowcy, i fani, zajmują się rzeczami,
które z obiektywnego punktu widzenia czasem trudno nazwać
pożytecznymi w codziennym życiu. A jednak fani to robią, bo
przynosi im to satysfakcję, a ich dyskusje, wszelka twórczość
fanowska i działania z innymi fanami przynosi im satysfakcję.
Podobnie naukowcy – zajmują się rzeczami niszowymi, ale jednak
znajduje to swoje grono zainteresowanych odbiorców. Czy oznacza to
więc, że zajmują się tym... bo mogą? To pytanie pozostawię
otwartym.
Powyższy
wywód nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy nauki
humanistyczne poza tym, że są ciekawe, są też użyteczne. Z
pewnością jednak nas wzbogacają. Świat byłby znacznie
nudniejszym miejscem gdyby nie humanistyka. Być może nawet nie
mógłby funkcjonować tak, jak działa obecnie. Czym byłby
udoskonalany przez absolwentów politechniki telewizor, gdyby nie
można w nim było emitować wiadomości, przygotowywanych przez
absolwentów dziennikarstwa, politologii czy socjologii? Czy
wiedzielibyśmy jak wyglądało życie w dawnych czasach, gdyby nie
przygotowywane przez entuzjastycznych archeologów i historyków
wystawy w muzeach? Czy potrafilibyśmy sami dostrzec wartość i
wielopoziomowość konkretnych dzieł literackich, gdyby nie wskazali
nam ich badacze literatury? Czy wiedzielibyśmy, że w ogóle można
zainteresować się fascynującą kulturą ludów pierwotnych, gdyby
nie to, że ktoś w ogóle pofatygował się, żeby ją badać?
Jakkolwiek nie brzmiałby ostateczny werdykt
postawiony w sprawie przedstawionej w mojej pracy, chciałabym
zaznaczyć, że rozrywka też jest wartością. Nie żyjemy wyłącznie
tylko tym, co pożyteczne. Musimy mieć ubrania, żeby nie marznąć,
jedzenie, żeby nie być głodnym, ale również interesujące hobby,
aby się nie nudzić!
1K. Lepczyński, Ameryka tęskni za humanistami. Nic dziwnego. Produkujemy zbyt wielu inżynierów. A dobry humanista to odpowiedni kandydat na każde stanowisko”, [w:]http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103086,14370834,Ameryka_teskni_za_humanistami___Nic_dziwnego__Za_chwile.html#BoxSlotII3img
2Tamże.
3Tamże.
4Tamże.
Ciekawe i trafne spojrzenie na użyteczność dziedzin humanistycznych... Żyjąc blisko ponad 3 lata ze studentką filologii polskiej prowadziliśmy odwieczną walkę:
OdpowiedzUsuńnauki humanistyczne Vs. nauki ścisłe (ja jestem umysłem ścisłym). Konkluzje były podobne ale upartość płci pięknej zmuszała mnie do przyznania jej minimalnej wyższości w tym temacie. Moim zdaniem (popartym doświadczeniem życia z umysłem humanistycznym) nauki ścisłe uczą innego rodzaju logicznego myślenia niż nauki humanistyczne... Umysł ścisły będzie twardo stąpał po ziemi rozpatrując jedynie suche fakty, a humanista będzie myślał tak abstrakcyjnie, aż coś z tego stworzy. Ostatecznie będą się uzupełniać... Ścisłowcy będą opracowywać nowe technologie, a humaniści będą wiedzieli, co zrobić aby wyperswadować pozostałym, że ich potrzebują lub też będą opisywać ich historię, kiedy to za 500 lat wykopią stary model pistoletu laserowego. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że nauki ścisłe nakreślają kontur obrazu, a humanistyczne go kolorują. Jednego lub drugiego nie może zabraknąć, gdyż te 2 odmienne stany umysłu żyją po prostu w symbiozie, uzupełniają się w wielu dziedzinach. To tak jak szatan nie może istnieć bez boga...