Nie zdążymy przeczytać wszystkiego, czyli zamiast podsumowania noworocznego
Koniec
roku to czas wszelkiej maści podsumowań. I postanowień.
„Wypadałoby”, żebym i tu zrobiła jakieś podsumowanie tego, co
się działo w ostatnim roku w kulturze i na świecie. Nie zrobię
tego jednak. Dlaczego? Zwyczajnie nie jestem na bieżąco. Co roku
powstaje mnóstwo nowych filmów, książek, płyt, znane osobistości
rozbłyskają i odchodzą, nieraz na zawsze (jak na przykład Robin Williams, czy w ostatnich dniach – Stanisław Barańczak, Krzysztof
Krauze). Trudno ogarnąć na bieżąco WSZYSTKIE nowości, choćby z
jednej dziedziny (zwłaszcza jeśli są to nowości książkowe), a
co dopiero wszystkie pozostałe.
Moje
zainteresowania poszerzają się nie tylko o poszczególne podgatunki
czy twórców, ale o kolejne dziedziny, co objawia się między
innymi podejmowaniem kolejnych kierunków studiów (po filologii
polskiej i kulturoznawstwie, w tym roku zaczęłam już trzecie – z
edukacji artystycznej w zakresie sztuk plastycznych na gdańskiej
ASP). Zainteresowania coraz szersze, a doba wciąż złośliwie
nierozciągliwa – skupiam się więc przede wszystkim na oglądaniu,
słuchaniu, czytaniu i wszelkiej innej percepcji rzeczy, które są
bardziej klasyczne albo po prostu dobre. To upływ czasu i reakcja
odbiorców weryfikuje i oddziela dobry marketing od produktu. Kiedy
szum medialny ucicha, pozostaje gołe dzieło – takie, jakim jest.
Z dobrymi lub złymi opiniami osób, które dały się uwieść
reklamie bądź ładnemu opakowaniu.
Nie
daję się łapać na slogany typu najlepszy, największy,
najstraszniejszy, na
trailery filmów składające się z wycinków jedynych scen, które
zostały dobrze zrobione w filmie, czy na zmanipulowane topki
najlepiej sprzedawanych książek w empiku. Dużo bardziej ufam
opiniom recenzentów czy znajomych, których gusty znam i wiem, na
ile zwykle nasze opinie się pokrywają, a na ile nie.
Nie
znaczy to oczywiście, że wyczekuję jakiegoś określonego
magicznie czasu, kiedy to z czystym sumieniem będę mogła mogła po
coś sięgnąć, wiedząc, że to coś nie jest wyłącznie
komercyjnym gównem. I mnie ciekawość ponosi i nie wietrzę
wszędzie spisków, mających na celu zamach na mój portfel i cenny
czas. Oczywiście jest grono twórców, na których dzieła wyczekuję
z niecierpliwością i później kupuję w ciemno, nie czekając aż
zaczną napływać opinie innych. Tych „pewniaków” jednak jest
niewielu.
W
dobie ogólnodostępnej kultury i zalewających nas nowości,
pojawiających się w tempie znacznie przewyższającym nasze
zdolności przerobowe, cała sztuczka polega na tym, by z całej tej
papki wyłowić rzeczy, które rzeczywiście są warte naszego czasu
i uwagi. Im prędzej zrozumiemy, że nie jesteśmy w stanie zapoznać
się ze WSZYSTKIM, co powstało, tym szybciej staniemy się bardziej
świadomymi odbiorcami kultury.
Chcesz więcej kultury? Śledź ją na facebooku!
Tak :)
OdpowiedzUsuń